Czarna malina – zanim poznacie wschodzącą gwiazdę, chciałbym podzielić się z wami pewnymi, moimi refleksjami. Żyjemy w pokręconych czasach. Na tyle pokręconych, że wiele naszych zachowań jest definiowanych przez różne mody. Nagle cała Polska morsuje, choć niedawno ta forma aktywności na świeżym powietrzu zarezerwowana była wyłącznie dla wąskiej grupki wariatów, których oglądało się w Telexpressie. Uprawiamy nordic walking, a jeszcze kilkanaście lat temu widok kogoś spacerującego w parku z kijkami kojarzył się z konkursem slalolom-gigant w wysokich Alpach i przyprawiał raczej o ból brzucha ze śmiechu.
To samo można powiedzieć o żywieniu. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić zdrowe odżywianie bez nasion chia, jagód goi, spiruliny hawajskiej, chlorofilu, kolagenu w płynie, naparu z czystka, nasion czarnuszki czy mleka roślinnego. Kiedyś wystarczył pomidor, który pałaszowaliśmy pod trzepakiem w upalne, lipcowe popołudnie, zielony groszek zjadany naprędce w czasie nocnego szaberku na pobliskich ogórkach działkowych albo własnej roboty sok z czarnej porzeczki rozcieńczany Wodą Grodziską podawaną ze szklanej butelki.
Ale dzisiejszy wpis nie będzie odą pod tytułem “Kiedyś to było lepiej”. Będzie to raczej przykład tego, że stare przysłowie “cudze chwalicie, swego nie znacie” jest aktualne jak nigdy dotąd. Bo prawda jest taka, że te wszystkie napompowane marketingiem superfood nie są receptą na długowieczność, a do tego na tle naszego rodzimego siemienia lnianego, jabłka grójeckiego, aronii czy czarnej maliny wypadają naprawdę blado.
Weźmy sobie taką czarną malinę – Rubus occidentalis, Rubus leucodermis
Owoc, któremu wieszczę zawrotną karierę i który już niebawem popularnością przebije czarnuszkę.
Należy do rodzaju Rubus – jeżyn i jest blisko spokrewniona z poczciwą maliną (Rubus ideus) i doskonale znaną nam jeżyną. Co ciekawe jej owoce do złudzenia przypominają jeżynę, jednak smak nie odzwierciedla ani wspomnianej jeżyny, ani nawet maliny.
Naturalnie występuje we wschodnich stanach Ameryki Północnej, choć lokalnie można znaleźć dziką czarną malinę na terenie Polski, Czech lub Słowacji. I choć czarna malina, a szczególnie odmiana Bristol wydaje się być “Made in USA”, to Polska jest jednym z czołowych producentów czarnej maliny w skali światowej.
Czytaj również: Owoce mrożone, suszone czy liofilizowane – co jest zdrowsze?
Czarna malina zawiera kosmiczną ilość polifenoli, zwłaszcza antocyjanów – super zdrowych związków odpowiadających za wybarwienie owoców, a posiadających ogromny potencjał antyoksydacyjny.
Przeciwutleniacze czy antyoksydanty swoją drogą to równie modne ostatnio słowo, którego nadużywają celebryci niemal w każdej śniadaniówce.
Za czarną maliną nie przemawiają (jeszcze) internetowi celebryci z Instagramu, ale twarde naukowe fakty. Pierwsze skrzypce w czarnej malinie grają dwa przedstawiciele antocyjanów – 3-O-rutynozyd cyjanidyny oraz 3-O-ksylorutynozyd cyjanidyny.
Wysoka zawartość tych związków w czarnej malinie, niejako warunkuje określoną aktywność biologiczną tego owocu , w tym przypadku będzie to duży potencjał przeciwutleniający.
Nie trzeba oglądać śniadaniówek, żeby wiedzieć o szkodliwości wolnych rodników.
Wolne rodniki to jedna z głównych przyczyn chorób cywilizacyjnych naszych czasów, w tym w tym onkologicznych, sercowo-naczyniowych i neurologicznych.Mają one zdolność do niszczenia struktur komórkowych, ich materiału genetycznego oraz prowadzić do gwałtownego rozwoju choroby nowotworowej, a nawet przerzutów.
Czytaj również: Jakie kasze warto podawać dzieciom + mój faworyt
Jeśli mamy mówić o badaniach naukowych nad czarną maliną, warto skupić się na tych najnowszych, maksymalnie 5 lat wstecz. Pozwala nam to uzyskać rzeczywisty obraz jeśli chodzi o najnowsze dane naukowe, które uzyskali naukowcy przy zastosowaniu najnowszych modeli oraz technologii
W jednym z badań utworzono 3 grupy – osoby spożywający owoce w dużej dawce 2500 mg/dobę, spożywający owoce w standardowej dawce 1500 mg/dobę oraz grupa placebo. Owoce czarnej maliny były wysuszone i umieszczone w doustnych kapsułkach. Czarna malina w wysokiej dawce znacznie obniżyła 24-godzinne skurczowe ciśnienie krwi (SBP; 3,3 ± 10 mm Hg wobec -6,7 ± 11,8 mm Hg; P <0,05) i nocne SBP (5,4 ± 10,6 mm Hg wobec -4,5 ± 11,3 mm Hg; P <0,05) w porównaniu z grupą kontrolną podczas 8-tygodniowej obserwacji.
Co prawda surowiec nie wpłynął na żadne inne parametry oprócz tych, o których zostało wspomniane, jednak jest to doskonałe potwierdzenie, że odpowiednia dieta (bogata w owoce z dużą zawartością antocyjanów) oraz zmiana stylu życia może być realnym wsparciem w walce z nadciśnieniem tętniczym.
W innym badaniu sprawdzano wpływ owoców Rubus occidentalis na profil lipidowy szczurów, u których sztucznie wywołano zespół metaboliczny.
Regularne spożywanie owoców czarnej maliny przez 16 tygodni pozwoliło wyeliminować nieprawidłowe wartości cholesterolu glukozy oraz insuliny we krwi zwierząt. Test obciążenia glukozą także był bardzo zadowalający.
Dodatkowo wykazano, że owoce czarnej maliny hamują gromadzenie się tkanki tłuszczowej np. wokół wątroby.
Mamy tutaj kolejne badanie, które świadczy o tym, że owoce czarnej maliny mogą wpłynąć pozytywnie nie tylko na zahamowanie rozwoju nowotworów, ale także na zaburzenia metaboliczne. I choć jest to badanie na zwierzętach, a nie na ludziach to daje nadzieję, że niebawem jej skuteczność zostanie potwierdzona oficjalnie u ludzi.
Owoce czarnej maliny działają silnie przeciwzapalnie oraz chemoochronnie. Nie bez znaczenia pozostaje tutaj fakt ochrony przed promieniowanemu UV.
Warto przyjrzeć się bliżej badaniu, w którym na naskórek myszy wystawiono na ekspozycję substancją rakotwórczą, o podobnej budowie do benzopirenu. Odtworzono warunki i reakcje biochemiczne, które zachodzą w trakcie procesu tworzenia się nowotworu tj. proliferacja, aktywacja różnych czynników transkrypcyjnych oraz angiogeneza.
Zastosowanie owoców czarnych malin spowodowało zahamowanie wszystkich procesów, które zainicjowały by wymienione wyżej czynniki oraz cząsteczki.
Substancjami odpowiedzialnymi za takie działanie są właśnie wymienione wcześniej antocyjany np. 3-O-(2G-ksylozylorutynozyd).
W tym przypadku możemy pochylić się nad dwoma badaniami. Jedno prowadzone na liniach komórkowych raka płaskonabłonkowego jamy ustnej, a drugie na chomikach, u których wywołano nowotwór.
W pierwszym przypadku zauważono zahamowanie wzrostu wśród komórek, które rozwijały nowotworzenie zarówno na początku, jak i w stanie zaawansowanym. Nie do końca jednak jest to działanie wybiórcze, ponieważ w obecności kwasu elagowego, który jest również cennym składnikiem owoców czarnych malin, można było zauważyć spadek wzrostu także komórek zdrowych.
Badanie prowadzone na chomikach dało kolejne potwierdzenie, że dieta z dodatkiem tego surowca powoduje cofanie się zmian nowotworowych. W tym przypadku był to nowotwór worka policzkowego wywołany 7,12-dimetylobenz(a) antracenem (DMBA). W grupie zwierząt, której dieta została wzbogacona o sproszkowane owoce czarnych malin, zaobserwowano mniejszą liczbę guzów.
Czytaj również: Kilkanaście banalnych sposobów na lepszą odporność dziecka
Wielu z Was zwróciło uwagę, że promuję mocno żywność BIO i EKO, a czarna malina jest jedynym owocem w portfolio Lioforte, który nie posiada certyfikacji. To prawda i przyznam szczerze też mnie to ciekawiło. Okazało się, że firma nie znalazła czarnej maliny BIO, która spełniałaby standardy surowcowe Lioforte. Jak widać firma stawia bardzo wysoko poprzeczkę – jeśli mowa o jakości.
Kiedy tylko zaczyna się sezon na świeże owoce i warzywa widać tłumy ludzi w marketowych “ryneczkach” wkładających do koszyka nowalijki. Przełom marca i kwietnia to czas właśnie tej grupy owoców i warzyw co do których mam bardzo krytyczne podejście.
I to nie dlatego, że uprawa szklarniach jest czymś z natury złym. Właściwie prowadzona uprawa owoców i warzyw w szklarniach wydłuża przecież okres zbierania plonów. Dzięki temu, że szklarnie zapewniają wyższą temperaturę w nocy i w dzień, chronią przed silnym wiatrem praktycznie w połowie kwietnia możemy cieszyć się pierwszymi nowalijkami. Co w przypadku tradycyjnej uprawy na gruncie w tym czasie graniczy z cudem – nocne przymrozki potrafią obrócić w pył nasze starania.
Więc co jest “nie halo” z nowalijkami?
Nawożenie.
Prawda jest taka, że pierwsze owoce i warzywa w sezonie są przenawożone. Najczęściej obserwuje się nadmiar azotanów, które w łatwy sposób mogą ulec redukcji do azotynów, które z kolei mogą być prekursorami mocno rakotwórczych nitrozoamin.
Sam azot w roślinach nie jest niczym złym, a wręcz naturalnym. Każdy kto choć trochę słuchał na biologii wie, że istnieje coś takiego jak obieg azotu w przyrodzie.
Problem polega na tym, że nowalijki pobierają tyle azoty ile im dostarczymy. A mamy tendencję do “przedobrzania”. Kiedy nowalijki są przenawożone nadmiar azotu zamiast wchodzić w skład białek (w dużym uproszczeniu) – kumuluje się. W dodatku jeśli owoce i warzywa będziemy przechowywać w szczelnych opakowaniach w lodówce – przyspieszymy redukcję azotanów do azotynów.
Kiedy więc mam wybór na początku sezonu:
albo
Wybieram zdecydowanie tą drugą opcję i czekam do momentu kiedy mój rolnik (kłaniam się pas pani Aniu!) zadzwoni do mnie i obwieści, że mogę wpadać po warzywa i owoce z gruntu.
Na koniec moich dywagacji chciałem tylko przypomnieć, że w sklepie Lioforte możecie skorzystać z mojego kodu rabatowego ARTURLIOFORTE. Kod obniża ceny o 12%, więc całkiem całkiem. Ich produktów możecie również szukać w sklepach ze zdrową żywnością lub dobrych zielarniach
Może to dobra okazja, żeby spróbować jak smakują naprawdę topowe owoce liofilizowane, a zwłaszcza czarna malina. Lioforte ma fioła na punkcie skupowanego surowca, a w dodatku przeprowadza cały proces bez użycia mikrofal – co jest niestety rzadkością w naszych polskich warunkach. W takim razie enjoy! Ja właśnie poluję na ich rokitnika!
P.S No i przy zakupach powyżej 200 zł macie darmowego kuriera. Możecie spokojnie skompletować zamówienie w kilka osób i zaoszczędzić na dostawie.
Piąteczka!
Artur