Dziś o jednym z najbardziej nielubianych przeze mnie leków, które dane mi było dotychczas wydawać – pranobeksie inozyny. I nie chodzi nawet o sam lek, który ma w ulotce dla pacjenta czy charakterystyce produktu leczniczego określone wskazania. Chodzi o to co z inozyną zrobił nachalny i szkodliwy marketing.
A zrobił wiele złego.
Lek ten w środowisku rodziców postrzegany jest jako “ostatnia deska ratunku przed antybiotykiem“. Praktycznie na każdym forum, grupie na Facebooku czy rodzicielskich rozmowach można natknąć się na ten lek. Możemy przeczytać o nim jako o:
Rodzice podają sobie z ust do ust nazwy produktów z pranobeksem inozyny w składzie. Na forach aż huczy, że jak to “taki świetny lek jest pełnopłatny, nie jest refundowany, a przecież gdyby było inaczej ludzie nie przyjmowaliby tyle antybiotyków“.
Postanowiłem się po męsku i raz na zawsze rozprawić się z tymi paskudnymi wypaczeniami. I nie mam za złe rodzicom, że przekazują sobie takie bzdury. Są po prostu trybikiem samonapędzającej się machinie marketingu.
Zrzut ekranu z dyskusji na grupach parentingowych.
Jak wiadomo chorobę przeziębieniową (ang. common cold) może wywołać 200 różnych wirusów (adeno-, rhino, koronawirusy, wirusy paragrypy itd). Wbrew temu co chcieliby nam przekazać co niektórzy, nie istnieje jeden, skuteczny lek przyczynowy na przeziębienie, który hamowałby rozwój tej prozaicznej infekcji. Mamy cały tuzin dobrych i jeszcze więcej gównianych środków objawowych, które oszukują organizm, maskują objawy i nie mają wpływu na przebieg infekcji. W marketingu nazywa się to kontrolowaniem objawów i zapobieganie powikłaniom 😉
Tym św. Graalem nie jest tym bardziej pranobeks inozyny, bo:
Wiele badań dostępnych w sieci na temat pranobeksu inozyny działa na wyobraźnię rodziców i niezbyt dociekliwych medyków. Najczęściej powołują się oni na badanie z 2016 roku:
I przyznasz sam, że tytuł badania robi wrażenie. Ale gdy klikniesz i się wczytasz, to poczujesz się jak po otwarciu click-bajtowego nagłówka w Wirtualnej Polsce. Okaże się, że tytuł badania jest daleko idącym wnioskiem, bo “różnica w czasie po którym ustąpiły objawy jest… nieistotna statystycznie“. Dalej czytamy, że badacze obserwują “trend“, który wskazuje na szybsze ustępowanie objawów. Trend – bardzo ładne, a za sprawą Tik Toka bardzo modne słowo 😉 Jednak w nomenklaturze naukowej “obserwuje się trend” przekładając na polski oznacza mniej więcej, że
“gówno mi tu wyszło w badaniu, jest jakaś przesłanka, więc badajcie dalej to sami”. A w wersji oficjalnej – potwierdzenie skuteczności wymaga dalszych badań.
Co ciekawe, lek z inozyną łykają w Polsce wszyscy jak leci: dzieci, dorośli, seniorzy, z chorobami przewlekłymi, osoby zdrowe, otyłe, chude. Wszystko fajnie. Tylko pranobeks inozyny badano na osobach poniżej pięćdziesiątki, bez otyłości i w zasadzie bez chorób przewlekłych.
Podniesienie odporności przez pranobeks inozyny jest też grubymi nićmi szyte. Bo choć w innym badaniu zaobserwowano podniesienie poziom limfocytów T, to już nie sprawdzono tego efektów na grupie placebo. Czyli zdrowienie dzieci podczas badania mogło być… dziełem przypadku, zbiegu okoliczności albo koronki do Bożego miłosierdzia odmawianej w pobliskim kościele.
THE STUDY ON THERAPEUTIC EFFICACY OF INOSINE PRANOBEX IN CHILDREN.
Powiem więcej, dzieci objęte tym badaniem miały poważne niedobory odporności. I to nie takie jakie ma na myśli statystyczna matka-polka, której dziecko po prostu “często choruje“, ale dokładnie takie jakie opisałem we wpisie “Co to znaczy słaba odporność?”.
Na temat pranobeksu inozyny znajdzie się oczywiście wiarygodne badania kliniczne, z randomizacją i kontrolowanym placebo. Tyle, że będzie ono mówić dokładnie to o czym wiedzą wszyscy, ale nikt nie chce o tym mówić – że owszem, po 6 tygodniach leczenia, (porównaj z przeciętnym leczeniem polskiego dziecka) wykazano zwiększenie populacji limfocytów, ale nie wykazano mniejszej liczby zachorowań, częstotliwości podawania antybiotyku czy liczby dni z objawami. Jednym słowem inozyna żyłuje wyniki, pobudza układ immunologiczny, ale nic z tego nie wynika!
Rodzi się więc pytanie WHY?! lub po polsku “po kiego ch…grzyba!” zatem ten lek jest w ogóle obrocie. Dlaczego go nie wycofają?!
A to dlatego, że pranobeks inozyny podkręca działanie układu immunologicznego, co może pomóc w innych chorobach wirusowych – opryszczce i ospie wietrznej.
Z rozmów z pediatrami wynika, że poza wskazaniami, często wypisują dla świętego spokoju syrop z inozyną rodzicom, którzy napierają na antybiotyk albo bardzo wyolbrzymiają objawy i wymagają od lekarza cudów. Wiadomo, że nadal w Polsce lekarz oceniany jest przez pacjenta przez pryzmat subiektywnej oceny przepisywanych leków, a nie efektów leczenia. Czyli jak nic nie przepisze na recepcie albo przepisze coś bez recepty to znaczy, że konował, a nie lekarz.
Nawiązując już do mojej pracy to bardzo nie lubię inozyny, bo podtrzymuje takie bardzo płaskie myślenie pacjentów:
bakteria -> antybiotyk
wirus -> syrop przeciwwirusowy ->pranobeks inozyny
Poza tym jest to po prostu bardzo słaby lek z kiepskimi dowodami na skuteczność. Więc polecanie samemu przez się takiego leku traktuję zwyczajnie jako złą praktykę. A jeśli nawet tłumaczysz sobie, że lepiej podać inozynę dla świętego spokoju, to przykro mi, że wiążesz święty spokój z podawaniem leków. Święty spokój możesz uzyskać innymi sposobami.
Piśmiennictwo: