Artur Rakowski - Po męsku o zdrowiu

Kindaj Cookby, Kindaj Lulu i Kindaj Wipeby

Kindaj Cookby, Kindaj Lulu i Kindaj Wipeby- czy warto?

Po publikacji ostatniego wpisu o tym czy warto mieć w domu podgrzewacz do chusteczek na moim fanpage wybuchła gorąca dyskusja na temat zasadności posiadania takiego gadżetu. Przyznam uczciwie, że mało było ochów i achów, za to całkiem sporo słów krytyki.

Najczęściej padały słowa, że:

  • “to nieprzydatny gadżet”
  • “wystarczy ciepła woda i płatki kosmetyczne”
  • “szkoda wydawać kasę na podgrzewacz”
  • “to już przegięcie” itd.

Starałem się polemizować z tymi komentarzami i pokazywać nieco inną perspektywę korzyści z zakupu tego rodzaju produktów. Starałem się pokazać, że bycie wygodnym to nie zawsze jest równoznaczne z rozrzutnością, że większość z nas wszystko przelicza na pieniądze, a prawdziwą walutą rodzica XXI wieku jest czas i energia, wreszcie, że czasem w dobrej wierze “oszczędzamy” na dzieciach, a sami zasypujemy się różnymi gadżetami.

Dzisiaj jednak postanowiłem włożyć jeszcze bardziej kij w mrowisko i pokazać Wam niecodzienne gadżety, o których większość z nas nie ma pojęcia, że istnieją (do niedawna łącznie ze mną!) i często nie dajemy im szansy, nawet nie próbując się z nimi zapoznać. Z własnego doświadczenia wiem, że w ten sposób omija nas okazja ułatwienia sobie życia.

Co dla Was przygotowałem?

Robot do gotowania na parze Kindaj Cookby

Robot kuchenny dla dziecka?!

No to jest chyba szczyt próżności. To nie można dziecku tak po prostu ugotować obiad, dać zjeść? Czy potrzebny jest do tego specjalny robot?!

W pierwszej chwili każdy powie, że to kolejny grat w kuchennej szafce. Ale chciałbym, żebyś spojrzał na ten gadżet z zupełnie innej perspektywy. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że przygotowanie zdrowych i wartościowych posiłków w dzisiejszym zwariowanym świecie jest nie lada wysiłkiem.

To nie są czasy naszych mam i babć, kiedy to żona czy mama zajmowały się domem od świtu do zmierzchu, były cały czas przy rodzinie, a ich cała uwaga była skupiona na potrzebach rodziny. Dziś jest zupełnie inaczej codzienna logistyka w rodzinie z dwójką małych dzieci, z rodzicami pracującymi w systemie zmianowym jest często karkołomnym zadaniem.

Kindaj Cookby to robot kuchenny do gotowania na parze i miksowania.

Nie każdy ma komfort posiadania pomocnej babci czy niani, która w razie czego przyniesie coś (i do tego zdrowego!) na obiad albo przypilnuje dzieciaki, żeby tato czy mama przygotował coś dobrego do zjedzenia. Często przecież jest tak, że wracając do domu z przedszkola mamy dosłownie chwilkę, żeby dać coś dzieciakom zjeść, bo zaraz trzeba montować dzieciaki do fotelików i lecieć na trening do szkółki piłkarskiej, na robotykę czy  judo. Takie mamy zwariowane czasy.

Kindaj Cookby – czy warto i dlaczego warto?

Dlatego taki robot kuchenny, który w krótkim czasie bez stania przy garach, pilnowania czy warzywa są miękkie potrafił ugotować na parze kalafior, brokuł czy marchewkę dla mnie był i jest zbawieniem. Rozrzutnością byłby zakup takiego sprzętu w sytuacji, gdybym wracał po ośmiu godzinach z pracy, odpalał ulubionego pilsa i włączał Eleven Sports. Bo przecież dysponowałbym czasem, żeby stanąć w kuchni i ugotować coś dzieciom.

Pojawi się zaraz zarzut, to dlaczego nie kupić parowaru dla całej rodziny?

A no dlatego, że my bardzo rzadko albo wcale nie gotujemy na parze pomimo tego, że to jest ultra zdrowe. Ja osobiście nie lubię warzyw gotowanych na parze, może ktoś lubi niczym nie zmącony smak pojedynczego warzywa, ale dla mnie jest to zbyt jałowe.

Dzieci jednak szczególnie małe i na początku rozszerzania diety nie są tak uprzedzone i przesiagnięte autosugestią jak dorośli i jeśli wyrobimy w nich nawyk jedzenia warzyw gotowanych na parze – to będa je jeść. I nasze dzieci jedzą. Dlatego w naszym przypadku oceniając korzyść z zakupu do ryzyka nieprzydatności wypada na korzyść małego parowaru Kindaj Cookby (w zasadzie to robot kuchenny, bo jeszcze umie miksować).

Czy warto Kindaj Cookby kupić? Ja przekonuję was, że tak.

Kindaj Cookby – kiedy się przydaje?

  • kiedy chcemy podawać dziecku gotowane na parze produkty, ale reszta rodziny nie przepada za taką forma podania. Kindaj Cookby jest mniejszych rozmiarów i nie będzie zagracał kuchni jak wielki, nieużywany parowar.
  • gdy nie masz czasu na myślenie co dziś dać dzieciom do jedzenia, a co dopiero zwracać uwagę czy będzie to zdrowo przyrządzone. Jednym słowem żyjesz w takim pośpiechu jak moja rodzina.
  • nie robiąc przytyku facetom – taki mini-parowar jest szczególnie przydatnym urządzeniem dla nich. Nie wymaga bóg wie jakich zdolności kulinarnych, inwencji i kreatywności – otwierasz lodówkę, wyjmujesz kalafior, ziemniaka i marchewké wrzucasz do Kindaj Cookby i za chwilę masz gotowy posiłek dla maluchów. Zjedzą i możecie lecieć dalej. Idealny dla facetów, serio!

Kindaj Cookby – dlaczego warto mu dać szanse?

  • kielich wykonany jest z tritanu najzdrowszego obecnie tworzywa sztucznego, które może mieć kontakt żywnością. Nie jest to żadne ABS, melamina czy inne piece of shit.
  • wszystkie ruchome elementy migiem umyjesz pod bieżącą wodą, a kielich wrzucisz do zmywarki
  • to urządzenie 2w1 – to jest parowar z funkcją miksowania. Chcesz zrobić z czegoś papkę i to podgrzać? Nie musisz wyjmować ręcznego blendera, blendować, przenosić do garnka, gotować, myć garnek i myć blender. Tu robisz wszystko w jednym miejscu.

Kindaj Cookby – cena

Robot kuchenny Kindaj Cookby można kupić na oficjalnej stronie marki Kindaj >>TUTAJ<< i tam też zobaczycie jego cenę!

Więcej informacji możecie zdobyć też na stronie produktu Kindaj Cookby (<— KLIKNIJ)


Lampa LED z funkcją białego szumu Kindaj LuLu

I znowu wydawać, by się mogło, że to kolejny gadżet jak ja to nazywam z du…(z miejsca, gdzie słońce nie dochodzi). No bo tak:

  • mamy przecież oświetlenie w domu, intnesywność światła możemy sterować mocą żarówki, więc po jakie licho potrzebujemy oddzielną lampkę
  • biały szum możemy odpalić sobie na YouTubie, włączyć okap kuchenny i 130 zł w kieszeni.

Za chwilę atak przypuszczą przeciwnicy białego szumu. Że jak to? Biały szum? Że ponoć źle wpływa na układ nerwowy dziecka. Momencik. Momencik – dajcie mi się wykazać.

Niedawno przeprowadziłem się z 30m2 kawalerki do 160 metrowego domu. Jeszcze rok temu pokój w kawalerce był jadalnią, salonem, sypialnią, wózkarnią (kto wychował się w betonowej dżungli, wie o czym mówię) i moim biurem. Kiedy teraz dzieciaki mają swoje pokoje, mam swoje biuro, a wózki zagracają garaż trudno sobie wyobrazić jak my funkcjonowaliśmy wcześniej?! Ale wtedy człowiek w ogólnie nie zdawał sobie sprawy z tych niedogodności. Dlaczego?

Bo człowiek ma ultra-rozwinięte zdolności adaptacyjne – czyli takie, które pozwalają przystosować się do każdych warunków. A jeśli do tego ma jeszcze jasno określony cel (odsyłam do logoterapii Viktora Frankla), to w ogóle nie zważa na przeszkody.

Pamietam jak dziś wieczory, gdy przez 1,5 godziny wytrząsałem Amadeo na rękach przy akompaniamencie wysłużonego okapu marki Amica, na przemian wtórując “Nie płacz Ewka” Perfectu i “Kiedy ranne wstają zorze” (właśnie wygooglałem, że autorem jest Stanisław Moniuszko!). I myślałem, że tak trzeba, że głebokość snu Amadeo jest wprost proporcjonalna do poziomu omdlenia mojego ramienia. I że kiedyś to minie.

Kindaj Lulu dlaczego warto?

Kindaj Lulu – czy warto i dlaczego warto?

I pewnego dnia (nie pamiętam z jakiej okazji) dostaliśmy w prezencie lampkę nocną z funkcją białego szumu (innej firmy niż Kindaj).

Ten świecący kawałek plastiku z Chin odmienił moje życie. Naprawdę!

Często było tak, że zaśnięciu Amadeo chciałem pracować przy komputerze – ale musiałem robić to po ciemku, nadal słuchając szumu okapu, w efekcie czego zasypiałem przy biurku. Potem przeniosłem swoje biuro do kibelka i zgarbiony na tronie napisałem wiele z tych wpisów, które teraz czytasz.

Kiedy jednak pierwszy raz włączyliśmy lampkę z szumem, zmieniliśmy jej światło na czerwony i zobaczyliśmy jak w ciągu kilku minut Amadeo wtapia się w materac w łóżeczku – wychwalaliśmy pod niebiosa tą chińską myśl techniczną.

Lampka LED z funkcja białego szumu Kindaj Lulu to nie jest jednak zwykła chińska lampeczka, to lampka LED na wypasie:

  • masz 10 różnych odcieni do wyboru, ale umówmy się to tylko bajer – potrzebujesz max. 4-5 odcieni – biała, ciepły, chłodny, czerwony
  • intensywność światła możesz regulować
  •  wybierasz wśród 28 różnych dźwięków (kilka rodzajów białego szumu, odgłosy przyrody)
  • w razie czego masz timer
  • lampkę możesz podpiąć do powerbanka przez USB.

Uważam, że taka lampka to nie jest gadżet, który wyląduje na strychu.

Moje dzieciaki nie potrzebują już białych szumów, czerwonego światła, bo po odpowiedniej dawce ruchu padają jak kawki wieczorem.

A lampkę przejąłem JA:

  • wykorzystują ją jako lampkę przy komputerze.
  • włączam ją kiedy wykonuję jakąś pracę twórczą, a skupiam się kiedy mam jakąś spokojną muzykę lub odgłosy natury. Dzięki temu nie muszę uruchamiać Noisli w przeglądarce i wodzić siebie na pokuszenie surfowania po necie.
  • kiedy mam czas dla siebie, włączam sobie tą lampkę, ustawiam w rogu salonu i słucham jakiegoś longplay’a. Cóż nie stać mnie na designerską lampę do salonu.

Kindaj Lulu – cena


I wreszcie dochodzimy do podgrzewacza do chusteczek.

Kindaj Wipeby vs. ultra-oszczędna wersja pomysłowej mamy

Tym razem chciałem Wam pokazać, ile czasu, uwagi i energii kosztuje Was:

  1. pielegnacja pupy po zmianie pieluszki po zastosowaniu ciepłej chusteczki  “kreatywnych mam”
  2. pielegnacja pupy  po zmianie pieluszki chusteczką wyjętą z podgrzewacza

Ad1)

  • przygotowanie kubka termicznego z ciepłą wodą o odpowiedniej temperaturze – 5 minut
  • namoczenie płatka kosmetycznego/wacika/tetry ciepłą wodą, wyciśnięcie – <1 minuta
  • wytarcie pupy – 1-2 minuty
  • usunięcie nadmiaru wody/osuszenie pupy – 1 minuta
  • zmiana pieluchy – 1 minuta
  • okazjonalne przetarcie przewijaka, podłogi, bo nam “nakapało” – 1 minuta

SUMA: 10 minut

Czas przeznaczony na wymianę pieluchy przez 30 dni zakładając 3 krotną zmianę pieluchy w ciągu doby: 455 minut = 7h 35 minut

Kindaj Wipeby to niedrogi podgrzewacz do chusteczek.

Ad 2)

  • wyjęcie chusteczek i przeniesienie do podgrzewacza, podpięcie do prądu (jednorazowy koszt czasu) – 1 minuta
  • wyjęcie chusteczki z podgrzewacza i przetarcie pupy – 1 minuta
  • zmiana pieluchy – 1 minuta

SUMA 3 MINUTY

Czas przeznaczony na wymianę pieluchy przez 30 dni zakładając 3 krotną zmianę pieluchy: 281 minut = 4h 41 minut

Zaoszczędzony czas: 174 minuty = 2h 54 minuty

Czy to mało, czy dużo. W skali miesiąca 3 godziny wydają  się pomijalnym koszt. Pomyśl jednak teraz o innych rzeczach w domu, które mógłbyś sobie ułatwić

  • zmywarka zamiast zmywania naczyń
  • robot sprzątający zamiast odkurzania
  • robot mopujący zamiast mopowania
  • suszarka do prania – zamiast wieszania, przewieszania prania z suszarki na suszarkę

I tu zaczyna się zbierać konkretna suma zaoszczędzonego czasu. Czy ten czas nie mógłbyś poświęcić na

  1. odpoczynek
  2. swoją pasję
  3. rozwijanie biznesu na boku
  4. budowanie relacji z innymi.

Podgrzewacz do chusteczek jest bardzo pomocnym i niedrogim gadżetem.

Pomyśl, czy te 3h wolnego czasu wolisz poświęcić na rzeczy pilne (sprzątanie) czy ważne (gre w piłkę na ogrodzie z dzieciakami).

Kindaj Wipeby – cena

Wyjaśnijmy sobie coś na koniec…

Nie namawiam Was do zakupu zbędnych gadżetów.

Zachęcam Was po prostu do głębszego zastanowienia się nad każdą opcją i niedyskwalifikowania pewnych rozwiązań w przedbiegach. Każdy z nas jest na innym etapie, w innej sytuacji materialnej, logistycznej i życiowej. Każdy z nas ma inne potrzeby, inne wymagania w stosunku do pewnych ułatwień. Najważniejsze, by otaczać się rzeczami, które:

  • są nam potrzebne
  • oszczędzają nam nie tylko pieniądze, ale również czas i energię (mam na myśli energię życiową)
  • są wygodne i sprawiają, że w tym całym armagedonie dzisiejszego świata mamy te 2-3 minuty wygody.
  • sprawiają nam radość

A o tym jak pokraczne są rodzicielskie potrzeby i wymagania niech świadczy fakt, że sami

  • korzystaliśmy z podgrzewacza do chusteczek (oszczędność czasu) i używalismy pieluch wielorazowych (marnotrawienie czasu)
  • dysponowaliśmy nebulizatorem (oszczędność czasu), a większość inhalacji naszych dzieci to były inhalacje nad garnkiem z wrzącą wodą i majerankiem (strata czasu)
  • używamy oczyszczacza samochodowego (koszt), choć sprawnie sterujemy obiegami powietrza w czasie podróży.(oszczędność)

Post postscriptum – naprawdę kończę

Mam poczucie, że większość rodziców jest przekonana, że otwarte mówienie o potrzebie odpoczynku, o tym, że cholernie brakuje nam 2-3 godzin w ciągu dnia, by rozprostować nogi na sofie i pogapić się zahipnotyzowany w jakiś denny sitcom na Netflixie jest czymś faux paux.

Przecież my lubimy na zewnatrz pokazywać, że jesteśmy nie do zajechania, że o 1. w nocy zbieramy zabawki z podłogi, a o 3. prasujemy ciuchy na jutrzejszy przedszkolny teatrzyk.

Lubimy się prześcigać w poświęceniu, udowodnianiu wszystkim wokół, że jesteśmy extra, bo mamy dwójkę dzieci, a wyglądamy jak zombie.

Że jesteśmy mistrzami w oszczędzaniu, w robieniu czegoś sprytniej i taniej.

Że jesteśmy po prostu cholernie zaradni.

Może dlatego pojawia się tak negatywny stosunek do innowacji, wygodnych gadżetów. Może po prostu boimy ironii najbliższych, nie potrafimy obronić swoich argumentów przez sceptykami takich rozwiązań i wolimy należeć do grona tych zaradnych, oszczędnych i skłonnych do poświeceń zombie?

Ja się tego oduczyłem!

Artur

 

 

 

Podobne wpisy

Chcesz być na bieżąco? Dołącz do newslettera

Wszystkie treści przedstawione na arturrakowski.pl mają jedynie wartość informacyjną, edukacyjną i przedstawiają osobiste opinie autorów. Pod żadnym pozorem nie mogą zastąpić indywidualnej porady farmaceutycznej, lekarskiej, położniczej, psychologicznej, ani żadnej innej. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu i polityki prywatności.