Pracuję w aptece od kilku dobrych lat. Codziennie obsługuję kilkadziesiąt osób – serdecznych seniorów, wiecznie śpieszących się biznesmenów, pełnych życia nastolatków, ale również ludzi chorych – zgryźliwych, nerwowych i roszczeniowych. Wydaję i sporządzam również leki dla dzieci.
Wśród tego tłumu ludzi różnej maści spotykam również rodziców – tych kochających i odpowiedzialnych, ale również tych kochających, ale nieświadomych różnego rodzaju niebezpieczeństw jakie może za sobą nieść niewłaściwe stosowanie leków.
Niestety część rodziców podchodzi do stosowania leków u dzieci dosyć nonszalancko. Wcale ich nie oceniam – często są ofiarą braku wiedzy, fałszywego przekazu, który płynie z reklam. Najczęściej to nie ich wina, że mają taki a nie inny stosunek do leków i leczenia.
Dlatego widzę potrzebę ciągłego edukowania.
Nieustannego powtarzania do znudzenia różnych podstawowych zagadnień dotyczących podawania leków dzieciom.
Dzisiaj chcę Ci pokazać jaką drogę pokonują leki u dzieci – zanim zrobią swoją robotę 😉
Ale zacznę najpierw od cytatu, który od kilku dobrych lat sobie powtarzam w myślach, za każdym razem gdy za apteczną ladą staje rodzic z dzieckiem.
„Pediatrzy nie mają do czynienia z miniaturami dorosłych kobiet i mężczyzn, wymagającymi zmniejszonych dawek leków w przypadku chorób występujących w mniejszym organizmie, ale (…) z pacjentami wymagającymi zastosowoania odpowiedniego schematu dawkowania”.
Zanim przejdę do sedna musisz jednak wiedzieć co dokładne dzieje się, gdy Twój maluch przyjmie jakiś lek.
W wielkim skrócie i dużym uproszczeniu to co podajesz dziecku:
trafia do żołądka, gdzie z postaci leku (syropu, tabletki, granultatu) uwalnia się substancja lecznicza.
uwolniona substancja lecznicza opuszcza żołądek malucha i dostaje się do jelita, gdzie odbywa się proces wchłaniania do krwi
stamtąd lek razem z krwią dostaje się do jego wątroby, gdzie część przyjętej dawki jest rozkładana.
to co zostaje po opuszczeniu wątroby łączy się z białkami krwi – część leku połączona z białkiem jest nieaktywna, a część która sobie płynie sama – jest gotowa do działania.
ta aktywna część leku łączy się z receptorami i mamy wtedy konkretny efekt farmakologiczny – maluchowi spada gorączka, przestają boleć go wyrzynające się zęby albo wycisza się stan zapalny (w zależności co leczymy i czym leczymy).
lek po tej całej swojej wędrówce jest usuwany z organizmu – najczęściej przez nerki.
To, że jeden lek ma dawkę 5mg a inny 450 mg nie jest przypadkiem. Po prostu cały sztab ludzi projektujących leki i świadomy co się z nim dzieje w organizmie ustala konkretną wysokość dawki. Taką, żeby nie była ani za mała (bo wtedy nie będzie efektu) ani za duża (wtedy mogą pojawić się objawy zatrucia).
Leki u dzieci – jak wpływają na ich organizm?
Poznałeś już z grubsza losy leku w organizmie dziecka.
Pewnie zauważyłeś, że lek pokonuje różne narządy – żołądek, jelito, wątrobę, układ krwionośny i nerki.
I teraz dochodzimy do sedna:
co z małymi dziećmi, których wymienione narządy nie są w pełni wykształcone i nie pracują na pełnych obrotach?
Jaki ma to wpływ na wchłanianie, rozmieszczanie i eliminację leku z organizmu malucha?
No właśnie. Poniżej przedstawię kilka przykładów. Zacznijmy od wchłaniania leków:
u najmłodszych dzieciaków pH żołądka jest wyższe i osiąga stałą wartość dopiero ok. 3 roku życia. Jeden lek “lubi” się wchłaniać przy pH=6, inny przy pH=8. U dziecka leki wchłaniają się więc zupełnie inaczej niż u dorosłych!
żołądek dziecka pracuje z różną szybkością – u noworodków i niemowląt szybkość przechodzenia pokarmu i leków przez żołądek może trwać nawet 8 godzin, a dopiero około 6 miesiąca życia szybkość ta zaczyna zbliżać się do wartości u dorosłych (czyli kilkunastu minut). U zupełnego malucha działanie leku może być zatem trochę opóźnione w czasie.
część leków przypomina tłuszcze – więc ich wchłanianie zależy od działania żółci, która rozbija tłuszcz na mniejsze cząsteczki. U dzieciaków do 1. roku życia produkcja żółci jest upośledzona, więc leki rozpuszczalne w tłuszczach wchłaniają się średniawo.
u dzieci kiepsko przyswajają się leki podane w postaci zastrzyków domięśniowych – a to dlatego, że mięśnie maluchów są słabo ukrwione i nie mają do końca wykształconego odruchu skurczu. To dlatego maluchom podajemy syropki, zawiesiny i roztwory – czyli postaci doustne (eureka!)
często słyszę od rodziców – to tylko maść, przecież nic się nie stanie. Nic bardziej mylnego – wcześniaki, noworodki i niemowlęta mają cieńszy naskórek, większy przepływ krwi przez skórę i większą zawartość wody – to dlatego większość leków zewnętrznych z łatwością pokonuje barierę skórną u najmłodszych.
Dajesz wiarę, że:
Podanie sterydów na skórę u maluszków dłużej niż 2 tygodni stwarza ryzyko rozwoju jatrogennego zespołu Cushinga – poprzez wpływ na oś podwzgórze-przysadka-nadnercza, zaburzenia wzrostu i masy ciała?
małe dziecko ma większą zawartość wody w organizmie i różną zawartość tłuszczów. Znasz pewnie zasadę. że podobne rozpuszcza podobne. Leki rozpuszczalne w wodzie będą więc inaczej się rozmieszczały w organizmie dziecka, a inaczej w organizmie dorosłego.
maluchy mają nieszczelną barierę krew-mózg. W zasadzie nigdy nie będzie ona szczelna do końca, ale u dzieciaków jest ona bardziej przepuszczalna niż u dorosłych. Dlatego część leków z łatwością może przenikać do mózgu dziecka i silniej na niego oddziaływać.
Wątróbka małego dziecka działa 3-krotnie wolniej od wątroby dorosłego. Oznacza to, że trzy razy wolniej przerabia leki – stąd duże ryzyko różnego rodzaju zatruć.
U dzieci wątroba słabiej sobie radzi z salicylanami (można je stosować tylko powyżej 12. roku życia) oraz z niektórymi antybiotykami.
Gdy lek już sobie zadziała to organizm chce jego nadmiar (lub różne produkty jego rozpadu) jak najszybciej usunąć. Wiadomo, że to usuwanie odbywa się z moczem przez nerki.
nerki niemowląt słabiej filtrują krew – więc nie potrafią skutecznie usunąć pozostałości po lekach. Najgorzej u dzieci eliminuje się nasercowa digoksyna i antybiotyki aminoglikozydowe.
Artur – znowu naćpałeś mnie wiedzą. Ale w zasadzie po co? Co mi po takiej wiedzy? Jak ją wykorzystać?
Napisałem ten wpis po to, żeby ci uświadomić jak skomplikowane są procesy związane z lekiem w małym organizmie. Chciałem pokazać, że:
organizm dziecka nie jest miniaturą dorosłego.
część narządów u dzieciaków pracuje szybciej, a część wolniej.
statystyczny rodzic czasem nie jest w stanie podjąć trudnej decyzji o leczeniu dziecka. Od tego jest lekarz i farmaceuta. Gdy masz wątrpliwości – nigdy nie działaj w pojedynkę!
samoleczenie jest spoko – ale leki u dzieci są zagadnieniem, które wymaga uwagi i ostrożności.
czasem należy stawić opór dobrym radom koleżanek babć i teściowych. Ale również kolegów, dziadków i teściów – wiem, że potrafią się wymądrzać na temat leczenia dzieci.
to twoje dziecko – ty bierzesz odpowiedzialność za jego zdrowie. Kiedy z tych dobrych rad wynikają złe rzeczy, to doradcy ulatniają się. Wtedy ostajesz z problemem sam. I plujesz sobie w brodę, że posłuchałeś.
Naprawdę chcę, żebyś po lekturze tego wpisu zawsze miał z tyłu głowy, że leki są świetnym narzędziem w ręku specjalistów. Ale jeśli są stosowane nierozważnie – zwłaszcza u dzieci – mogą wyrządzić krzywdę.
Dlatego (podobnie jak ja) zawsze staraj się słuchać mądrzejszych od siebie – a zdrowiu Twoich pociech nic nie będzie grozić. Ostatnio z tych mądrzejszych od siebie – namiętnie czytam Różę Hajkuś i jej blog Lekarzdladzieci.pl – ty też powinieneś!
Wszystkie treści przedstawione na arturrakowski.pl mają jedynie wartość informacyjną, edukacyjną i przedstawiają osobiste opinie autorów. Pod żadnym pozorem nie mogą zastąpić indywidualnej porady farmaceutycznej, lekarskiej, położniczej, psychologicznej, ani żadnej innej. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu i polityki prywatności.