Jest wiele sposobów na to, by przechować letnie owoce do późnej jesieni czy zimy. Dzięki nim możemy cieszyć się ich smakiem oraz wartościami odżywczymi, w okresie gdy jedynymi “świeżymi” owocami są owoce cytrusowe z marketu. Owoce te muszą pokonać niekiedy kilka tysięcy kilometrów, być pryskane środkami ochrony roślin i przechowywane w workach z tlenkiem etylenu, żeby trafić na nasze stoły w stanie nie naruszonym.
Żeby w ogóle mówić o konserwacji i przechowywaniu owoców letnich musimy je najpierw zdobyć. Naszym patentem jest szukanie starych i opuszczonych sadów, albo dzikich drzew owocowych w okolicy, w których natura sama o siebie dba, bez pomocy ludzkich rąk. W ten sposób zdobywamy jabłka, maliny, gruszki, czereśnie, wiśnie, pigwę oraz leśną jeżynę.
W lecie zaczynamy gromadzić również owoce liofilizowane.Dlaczego akurat wtedy? Bo wtedy przypada okres owocowania wielu roślin. A my chcemy zdobyć owoce, które były poddane liofilizacji na bieżąco. Nie chcemy kupować owoców liofilizowanych z poprzedniego sezonu.
Świetnym owocem do liofilizacji jest rokitnik, który robi różnicę głównie ze względu na wysoką zawartość witamin. Jego owoce zawierają nawet 3x więcej witaminy C niż czarna porzeczka oraz 12x (!) więcej niż popularna cytryna. Już niewielka ilość liofilizowanych albo świeżych owoców pokrywa codzienne zapotrzebowanie człowieka na niezbędne witaminy, takie jak C, D, E, F, K i P, a także kwas foliowy i prowitamina A.
Wiele osób na Instagramie pytało mnie jak radzimy sobie z deficytem owoców i warzyw późną jesienią i zimą. Jak bilansujemy posiłki, żeby nasze dzieci miały odpowiednią podaż witamin i minerałów. Jak wiecie w naszym domu jesteśmy entuzjastami stawiania na produkty sezonowe, a owoce spożywamy wyłącznie w okresie ich naturalnego owocowania. Niestety okres ten w przypadku tych najbardziej wartościowych, a więc owoców jagodowych jest bardzo krótki. Wykorzystujemy ten czas maksymalnie – szukamy dobrej jakości ekologicznych owoców, zbieramy, jemy, a na nadwyżki…no właśnie. Dzisiaj opowiem Wam jak zabezpieczyć się na zimę, jak zbierać zapasy i jak je konserwować, by z letnich owoców korzystać przez cały rok.
Partnerem tego wpisu jest LIOFORTE – producent polskich, owoców liofilizowanych premium przetwarzanych w całości, bez użycia mikrofal. Nasza wspólna akcja edukacyjna w ramach “Owocu miesiąca” wiosną i jesienią to już tradycja. W ramach naszych działań ja dzielę się z Wami wartościową wiedzą, a wy korzystacie ze specjalnie przygotowanego kodu rabatowego ARTUR15LIOFORTE. Tym razem nie ma żadnych dodatkowych warunków i “haczyków” – rabat obowiązuje na cały asortyment owoców, jest wyższy niż standardowe 10% i w koszyku wcale nie musi znaleźć się owoc miesiąca. Takie warunki mogą się nie powtórzyć! Korzystajcie – macie na to cały październik!
Wracając do tematu – jest wiele sposobów na to, by przechować letnie owoce do późnej jesieni czy zimy. Dzięki nim możemy cieszyć się ich smakiem oraz wartościami odżywczymi, w okresie gdy jedynymi “świeżymi” owocami są owoce cytrusowe z marketu. Owoce te muszą pokonać niekiedy kilka tysięcy kilometrów, być pryskane środkami ochrony roślin i przechowywane w workach z tlenkiem etylenu, żeby trafić na nasze stoły w stanie nie naruszonym. W ostatnim czasie stronimy od takich owoców, jemy je bardzo rzadko i to wyłącznie tylko, gdy zdobędziemy takie z certyfikatem BIO.
Jakie owoce w zimie? Mogą być te letnie!
Żeby w ogóle mówić o konserwacji i przechowywaniu owoców letnich musimy je najpierw zdobyć. Robimy to na bardzo różne sposoby. Oto kilka z nich:
zbieramy owoce – często wybieramy się kilkanaście kilometrów od Zielonej Góry w różne miejsca, gdzie spotkać można owoce w ich naturalnym otoczeniu. Jeździmy na przykład na jagody do lasu, w dzikie miejsca, do których bardzo rzadko zapuszczają się inni ludzie. Innym naszym patentem jest szukanie starych i opuszczonych sadów, albo dzikich drzew owocowych w okolicy, w których natura sama o siebie dba, bez pomocy ludzkich rąk. W ten sposób zdobywamy jabłka, maliny, gruszki, czereśnie, wiśnie, pigwę oraz leśną jeżynę. Dbamy oto, by miejsca te były zlokalizowane z dala od dróg, ale też pól uprawnych, na których często używa się pestycydów.
pomagamy znajomym – mamy grono osób, które dzieli się z nami swoimi nadwyżkami. Często zdarza się tak, że drzewo “obrodzi” tak mocno, że nie sposób nadążyć ze zbieraniem i robieniem przetworów, a owoce marnieją i gniją. Wtedy na horyzoncie pojawiamy się My! Tu lokalizacja również ma znaczenie. Ostatnio “pomagamy” Magdzie, która kupiła stary poniemiecki dom na końcu świata z ogromną ilością starych śliw! Dzięki niej pochłaniamy w tym czasie absurdalne ilości ciasta i naleśników ze śliwkami, a na zimę przygotowujemy ukochaną “czekośliwkę”.
Pomaganie znajomym w zbieraniu nadwyżek to uczenie dzieci szacunku do darów natury i świetny sposób na rodzinną integrację.
kupujemy owoce od lokalsów – owoce, których nie możemy zdobyć w inny sposób kupujemy od lokalnych rolników, których gospodarstwa mają certyfikat rolnictwa ekologicznego.przypadku wielu z nich przeszliśmy od bycia “klientem-mieszczuchem” do bycia znajomym czy przyjacielem. W ten sposób zdobywamy borówkę, czarną porzeczkę, a w zasadzie wszystko to co jest akurat na “stanie”.
hodujemy sami – chciałbym, żeby w przyszlości to było najważniejsze źródło naszych owoców i warzyw. Na ten moment (brak zalożonego ogrodu i czasu) uprawiamy borówkę, malinę i dynię 😉
kupujemy owoce w marketach, ryneczkach i warzywniakach – bardzo rzadko, prawie w ogóle i tylko wtedy, gdy owoce są uprawiane w Polsce i mają certyfikat EKO/BIO. Zazwyczaj tylko wtedy, gdy najdzie nas wyjątkowa ochota na coś czego nie możemy zdobyć – brzoskwinie labo truskawki
Zdjęcie złotych malin z własnego ogródka przesłała Ola – jedna z moich obserwujących.
Jak przygotowujemy się jeszcze do sezonu zimowego?
W lecie zaczynamy gromadzić również owoce liofilizowane.
Dlaczego akurat wtedy? Bo wtedy przypada okres owocowania wielu roślin. A my chcemy zdobyć owoce, które były poddane liofilizacji na bieżąco. Nie chcemy kupować owoców liofilizowanych z poprzedniego sezonu. Niestety na rynku jest wielu producentów, którzy liofilizują owoce specjalnie w taki sposób, by ukryć ich czas zbioru oraz kiepską jakość. I właśnie na tym chciałbym się skupić w tym akapicie – podpowiem Wam jak rozpoznać dobrej jakości owoc na sklepowej półce, a nawet w sklepie internetowym!
Jeśli pierwszy raz masz kontakt z tematem owoców liofilizacji to odsyłam Cię najpierw do wpisów o:
Owoców szukamy w starych opuszczonych sadach, dzikich drzewach owocowych i w lesie.
Jak wybrać dobre owoce liofilizowane w sklepie i w necie?
zwróć uwagę na opakowanie – opakowanie z owocami liofilizowane powinno być solidne i obowiązkowo NIEPRZEZROCZYSTE. Tylko ten sposób pakowania chroni owoce przed promieniowaniem UV, wilgocią i uszkodzeniami mechanicznymi. Fajną opcją jest, gdy opakowanie jest wyposażone w szczelne wielokrotnego użytku zamknięcie, które można swobodnie otwierać i zamykać wielokrotnie, nie wpływając negatywnie na jakość produktu.
szukaj owoców w całości – jeśli użyty zostanie surowiec niższej jakości lub proces liofilizacji nie zostanie właściwie przeprowadzony, to niedoskonałości będą widoczne gołym okiem na owocach liofilizowanych. Dlatego wielu producentów celowo je rozdrabnia, by ukryć mankamenty. Jednak w przypadku owoców liofilizowanych o jakości premium zachowany zostaje pełny kształt owocu, przypominający świeże owoce zerwane prosto z krzaczka.
sprawdź pochodzenie owocu – na rynek trafia wiele surowca spoza UE, a zwłaszcza z Chin. Szukaj owoców pochodzących wyłącznie z polskich upraw.
wybierz certyfikat BIO – to gwranacja jakości i pewność, że owoce nie były poddane działaniu środków ochrony roślin
nie przeocz składu – oczywistym jest, że w opakowaniu powinny znaleźć się tylko i wyłącznie owoce. Bez barwników, wypełniaczy i poprawiaczy smaku. Nie daj się nabrać na naturalne barwniki, bo liofilizacja owocu premium nie wymaga żadnego poprawiania wyglądu i smaku surowca
szukaj przelicznika – na opakowaniu powinien znaleźć się przelicznik ile gramów świeżego owocu wykorzystano do uzyskania 100g liofilizowanego owocu.
bez mikrofal – w procesie liofilizacji nie zastosowano mikrofal. To kluczowa wiadomość, ponieważ mikrofale mogą przyspieszyć proces liofilizacji i zwiększyć opłacalność dla producenta, jednakże wiąże się to z istotnym utratą cennych składników odżywczych w owocach.
Co robimy ze zdobytymi owocami w lecie, by wykorzystać je zimą?
Zakupione owoce liofilizowane rozdzielamy w zależności od wielkości opakowania i liofilizowanego owocu. Robimy tak dlatego, że owoce liofilizowane spożywamy nie tylko na sucho, ale również dodajemy do jogurtu, lemoniady, owsianki, lodów i ciast. Wiemy na przykład, że Norbert ma w październiku urodziny, więc będziemy potrzebować jego ulubioną złotą malinę do udekorowania tortu, a czarną porzeczkę wykorzystamy do przygotowania lodów w środku zimy, bo chłopaki przepadają za lodami o smaku owoców leśnych.
W liofilizacji najważniejszy jest surowiec wyjściowy – certyfikowany, polski i pozbawiony grzybów i zgnilizny.
A co z owocami świeżymi w zimie?
Świeże owoce myjemy dokładnie pod bieżącą wodą i osuszamy w ręczniku lub ścierce i decydujemy co dalej:
mrozimy owoce – najczęściej wybieramy mrożenie, bo zaraz po liofilizacji najlepiej zachowuje skład i wygląd owocu pierwotnego. Co prawda owoców mrożonych nie można tak długo przechowywać jak liofilizowanych i nie mam efektu chrupania (ważne przy dzieciach), ale lepszy rydz niż nic! Owoce mrozimy wyłącznie w szklanych pojemnikach. Do zamrażarki trafiają w naszym domu zazwyczaj jagody, maliny, truskawki, mango i brzoskwinie.
suszymy owoce – znacznie rzadziej suszymy owoce. Raczej tylko po to, by mieć zapas przekąsek do lasu dla chłopaków. Bierzemy pod uwagę, że suszenie na słońcu również może pozbawiać surowca cennych składników, bo działa promieniowanie UV. Wiele związków w owocach jest wrażliwych na temperaturę (termolabilnych) więc suszenie niestety może niszczyć to co w owocach najcenniejsze. Ale lubimy mieć alternatywę. Wolimy już własne owoce suszone niż te piękne, dojrzałe z marketu.
dżemy i konfitury – tu bierzemy już na klatę to, że gotowanie owoców z cukrem mocno pozbawia owoce wielu prozdrowotnych związków. Dżemy i konfitury nie traktujemy jednak jako narzędzie do wzmacniania odporności chłopaków, ale jako pyszną słodycz i znacznie wartościowszą przekąskę od słodyczy ze sklepu. Do zagęszczania dżemów używamy wyłącznie naturalnej, ekologicznej pektyny. Żadnych żel czy dżem-fiksów 😉
kompoty i soki – tu podobnie jak w przypadku dżemów i konfitur traktujemy je jako alternatywę dla wody albo zwykłą zachciankę. Ja uwielbiam sok z czarnych porzeczek z wodą gazowaną. Kompoty i soki przelewamy do słoików i pasteryzujemy.
dzielimy się – pomimo, że wiele owoców ciężko nam zdobyć to wychodzimy z założenia, że dobro się dzieli, żeby je mnożyć. A wdzięczność i dobro zawsze wracają ze zdwojoną siłą!
LioTrio Odpornościowe
Jak już wspomniałem wpis powstał w ramach akcji “Owoc miesiąca”. W październiku owocem miesiąca, a w zasadzie owocami miesiąca są...LioTrio Odpornościowe. I bardzo dobrze się składa, bo u mnie na świeczniku przez cały miesiąc również pozostanie temat odporności. Już niebawem światło dzienne ujrzy mój pierwszy ebook o dzieciństwie bez sterydów i antybiotyków. Zdrowa, zbilansowana dieta przez cały rok, złożona z certyfikowanej, nieprzetworzonej żywności to jeden z filarów niczym nie zmąconego dzieciństwa.
!
LioTrio Odpornościowe to nie pusty, marketingowy slogan. Wewnątrz opakowania znajdziecie owoce, które znalazły się tam nie przypadkowo. Malina czarna, malina czerwona i rokitnik wykazują wybitne walory prozdrowotne i działają komplementarnie. Lio maliny (czarna i czerwona) wraz z lio rokitnikiem mają niezwykły, udokumentowany potencjał antyoksydacyjny, charakteryzują się bogactwem witamin, minerałów i substancji biologicznie czynnych..
Budują zdrowie i przeciwdziałają infekcjom, a przy tym są pysznie chrupiące, naturalnie słodkie, fantastycznie kolorowe i aromatyczne – mają więc w sobie wszystko co potrzebne, by sprawić dzieciom autentyczną przyjemność i poprawić humor jesienią!
Jeśli chcecie więcej konkretów o czarnej malinie to odsyłam do wpisu, który trafił na blog w ramach ubiegłorocznej akcji:
Rokitnik robi różnicę głównie ze względu na wysoką zawartość witamin.
Jego owoce zawierają nawet 3x więcej witaminy C niż czarna porzeczka oraz 12x (!) więcej niż popularna cytryna. Już niewielka ilość liofilizowanych albo świeżych owoców pokrywa codzienne zapotrzebowanie człowieka na niezbędne witaminy, takie jak C, D, E, F, K i P, a także kwas foliowy i prowitamina A.
Co więcej rokitnik bardzo lubi się z procesem liofilizacji! A to dlatego,ż e owoce rokitnika nie zawierają enzymu askorbinazy, więc kluczowa dla naszych mechanizmów obronnych witamina C w rokitniku nie ulega degradacji podczas procesów zamrażania, liofilizowania, gotowania i suszenia owoców
Co chciałbym, żebyś zapamiętał z tego wpisu?
kod rabatowy ARTUR15LIOFORTE do wykorzystania przez cały październik w sklepie Lioforte.
rokitnik – składnik LioTrioOdpornościowego, w którym witamina C nie ulega rozkładowi podczas liofilizowania
robienie zapasów na zimę – w sezonie hoduj, zbieraj, jedz i kupuj owoce, a nadwyżki zamrażaj, rób przetwory, żeby starczyło Ci zapasów na zimę
owoce liofilizowane – tylko jakości premium, z certfikowanego surowca, liofilizowane bez mikrofal i tylko w całości.
I w zasadzie tyle.
Dziękuję, że jesteś i czytasz.
Życzę Tobie i Twoim pociechom słonecznego października.
Wszystkie treści przedstawione na arturrakowski.pl mają jedynie wartość informacyjną, edukacyjną i przedstawiają osobiste opinie autorów. Pod żadnym pozorem nie mogą zastąpić indywidualnej porady farmaceutycznej, lekarskiej, położniczej, psychologicznej, ani żadnej innej. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu i polityki prywatności.