Chusteczki nawilżane to bez wątpienia świetny wynalazek dla rodzica. Ułatwiają przewijanie i zapewniają odpowiednią higienę w zasadzie w każdym miejscu i o każdej porze – w domu, w czasie spaceru czy w galerii handlowej. My rodzice doceniamy ich istnienie szczególnie poza domem, kiedy nie mamy dostępu do bieżącej wody. O ich popularności świadczy fakt, że powstaje mnóstwo gadżetów, które zwiększają wygodę ich użycia np. etui, uchwyty czy podgrzewacze do chusteczek.
Chusteczki nawilżane są mega uniwersalne – bo gdy maluch podrośnie, poza wycieraniem pupy, możemy je wykorzystać do wycierania rąk czy buzi. Wygoda to drugie imię każdego przedstawiciela gatunku Homo sapiens, więc wielu rodziców ze względu na wygodę stosuje ten produkt też w domu, a nawet w…pracy 😉
Sklepowe półki wręcz uginają się od tego typu produktów. Jednak na przestrzeni kilku lat znacznie zmieniły się wymagania samych rodziców. Kiedyś pożądanymi chusteczkami były te, które pięknie pachniały – dziś jesteśmy świadkami rewolucji clean label (ang. czysta etykieta), która w dużym uproszczeniu oznacza “im mniej w składzie, tym lepiej”.
Jednak chusteczki takie nie różnią się tylko marką, ceną czy wielkością opakowania. Generalnie mamy dwa główne rodzaje:
Choć nie jest to regułą, to chusteczki “niewodne” są gorszym wyborem, bo zwykle mają gorszy skład. Bardzo często znajdziemy w nich substancje, które nie są odpowiednie dla delikatnej skóry malucha:
Chusteczki wodne – bądź ostrożny!
I to jest już zdecydowanie lepszy wybór!
Ale jak to w życiu bywa i tutaj trzeba być czujnym.
Nie pod każdą nazwą “water wipes” kryje się dobry skład. Oryginalne “łoter-łajpsy” zawierają w sobie 99,9% wody oraz ekstrakt z grejpfruta, Wersja “zielona” ma jeszcze wyciąg z mydlnicy lekarskiej – ultra naturalny detergent!
Choć w moim odczuciu Water Wipes są monopolistą, to oprócz nich na rynku są produkty o nieco innym, lecz równie dobrym składzie!
Bardzo lubię testować różne gadżety dla dzieci, ale są zadania, których bym się w życiu nie podjął.
A takim zadaniem jest analiza chusteczek nawilżanych.
Na szczęście jest Matka Aptekarka vel Ana Krysiewicz, która wręcz uwielbia takie analizy. Zresztą sam zerknij na jej bloga (KLIK -KLIK)
No i nie byłaby sobą, gdyby takiej analizy chusteczek nie miała na swoim blogu 😉
>>ANALIZA CHUSTECZEK NAWILŻANYCH MATKI APTEKARKI<<
Kto mnie czyta dosyć regularnie, wie że jestem wielkim fanem najprostszych rozwiązań. Stąd też przed długi czas podmywałem po prostu pod bieżącą wodą.
Ja wiem, że “feeee…że no jak?! “Że ohyda”ale należę do osób, które trudno czymkolwiek obrzydzić.
W domu więc:
Do tego wystarczą duże, kwadratowe waciki, tudzież gaziki z apteki i miseczka z wodą. A najlepiej 2 miseczki- jedna na wodę, a druga na zużyte waciki. Są też specjalne miski z przegrodą, które łączą te 2 “funkcje”.
A żeby takie przemywanie było jak najbardziej komfortowe dla malucha woda powinna być ciepła!
Przecież sami dobrze wiemy, że zetknięcie skóry z czymś mokrym daje uczucie zimna. Tylko to nieco komplikuje te proste rozwiązanie.
Każdorazowe podgrzewanie wody, która i tak zaraz ostygnie, bieganie do zlewu by namoczyć chusteczkę czy chuchanie w celu ogrzania to tylko niektóre z rozwiązań.
Niektórzy rodzice ogrzewają też chusteczki na kaloryferze. I to też jest jakieś rozwiązanie, ale przecież nie mamy włączonych grzejników przez cały rok.
A gdy powyższe rozwiązania nas nie satysfakcjonują to z pomocą przychodzi PODGRZEWACZ DO CHUSTECZEK. Weźmiemy go dzisiaj na tapetę i sprawdzimy czy warto się w niego zaopatrzyć!
Co to takiego?
Podgrzewacz do chusteczek to niezbyt popularny gadżet. Można powiedzieć, że to takie duże pudło do podgrzewania chusteczek.
Co wchodzi w skład takiego podgrzewacza?
Fajnie też jak sprzęt posiada wskaźnik zasilania, dodatkową lampkę nocną oraz wzmocnioną barierę wilgoci.
Jak to działa?
Gąbkę moczymy obficie w wodzie i umieszczamy w etui. W zależności od producenta- do etui można wlać też nieco wody, ale czasem jest to po prostu uchwyt na gąbkę. Taki zestaw wkładamy do pojemnika, a na wierzch układamy stertę chusteczek. Pojemnik zamykamy i podłączamy do prądu. Woda z gąbki paruje, a dzięki temu nasze chusteczki są ciepłe, a do tego wilgotne.
Co nam daje?
A są jakieś minusy?
Kiedyś w życiu nie kupiłbym takiego gadżetu, ale dlatego, że kiedyś swojego czasu i wygody nie przeliczałem na pieniądze.
Odkąd stałem się rodzicem, przeczytałem kilka mądrych książek, zacząłem dostrzegać, że czas i energia to najcenniejsza waluta każdej mamy czy taty.
A przecież nie można sobie dokupić namacalnie dwóch dodatkowych godzin każdej doby, albo jak w grze komputerowej dodać sobie +10 energii i +20 do “many”
Można jednak ułatwić sobie życie i odblokować niektóre zasoby czasowe.
Od pewnego czasu więc stawiam znak równości między wygodą a mądrym zarządzaniem sobą w czasie.
Spróbuj raz, a docenisz każdą złotówkę wydaną na własną wygodę!
Artur