Istnieją tematy, które dla mnie są bardzo ważne, ale rzadko je podejmuję. Dzieje się tak, bo unikam klinczu w dyskusji z osobami, które łagodnie rzecz ujmując nie mają wiedzy w danym temacie, a głośno wyrażają swoją opinię. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że oprócz wyrażania swojej opinii otwarcie atakują rozmówcę.W moim przypadku oprócz tematów czysto medycznych takim tematem jest również jakość powietrza i syndrom chorego budynku.
Pewnie nie raz zdarzyło się Wam przy rodzinnym stole, albo w czasie spotkania ze znajomymi być świadkiem rozmowy w dziedzinie, w której jesteście specjalistami, ale w potoku fake newsów i teorii spiskowych nie braliście w niej udziału.
Być może doświadczyliście takiej sytuacji, że przebywając w domu bolała was głowa, pojawiały się jakieś niezidentyfikowane mdłości, czuliście się zmęczeni, wasz nos był zapchany i przesuszony, a wy byliście zmęczeni i mało produktywni?
Co więcej, gdy wyszliście na zewnątrz, na świeże powietrze, przespacerowaliście się – Wasze objawy minęły jak ręką odjął?
Być może doświadczyliście tzw. syndromu chorego budynku (ang. sick building syndrome), czyli zespołu objawów wymienionych w poprzednim akapicie, które są następstwem przebywania w określonym “chorym” budynku.
Praprzyczyną SBS jest mała ilość świeżego oraz zła jakość powietrza w budynku, w którym przebywamy.
Ale “morowe powietrze” w domu ma już całkiem konkretne przyczyny:
Jeśli należysz do osób, które na takie argumenty odpowiadają, że “na coś trzeba umrzeć” i nie wierzysz w to o czym piszę, to mam dla Ciebie kilka faktów.
Prace nad problemem syndromu chorego budynku zainicjowali Amerykanie w latach 70.
1984 roku WHO wydało komunikat wg którego SBS dotyczy 30% nowych i odnawianych budynków na świecie.
Najwięcej budynków z SBS powstawało między 1960-1990 rokiem, kiedy to nikt nie był jeszcze świadomy tego problemu.
Czy to przypadek, że na te lata przypada hegemonia wieżowców w USA, open office’ów ze stłoczonymi biurkami za ściankami, a w Polsce bloków z wielkiej płyty albo nieodświeżanych, poniemieckich domów?
Istnieje. Mamy co prawda coraz bardziej przyjazne technologie, lepsze materiały, ale w Polsce świadomość w tym temacie dalej kuleje. Niedawno skończyłem budowę wymarzonego domu i siedzę w tym od jakiegoś czasu. Nie oceniam w żaden sposób, ale sporo ludzi wybierając materiały budowlane i wykończeniowe patrzy na nie wyłącznie przez pryzmat ceny.
Jeśli pojawia się temat np. ekologicznej farby z niską zawartością szkodliwych LZO (lotnych związków organicznych) to “fachowcy” pukają się w czoło i mówią o marketingowym bełkocie. Niestety inwestorzy dają wiarę takim słowom i decydują się na tańsze i mniej ekologiczne rozwiązania.
Ale do tematu farb i lakierów wrócę w kolejnych akapitach. Teraz przelećmy po kolei przez wszystkie przyczyny syndromu chorego budynku.
Dwutlenek węgla jest produktem ubocznym przemiany materii i składnikiem wydychanego przez nas powietrza z płuc. Każdy z nas przebywał w niewywietrzonej sali wykładowej lub biurze, więc wie, że po kilku godzinach w takim miejscu jesteśmy zamuleni i zmęczeni. Mówimy wtedy, że nam duszno i nie mamy czym oddychać. To właśnie zasługa nadmiaru dwutlenku węgla w powietrzu.
Optymalne stężenie dwutlenku węgla dla naszej sprawności intelektualnej wynosi <600 ppm. Nasz gatunek o kilkunastu tysięcy lat “wychował się” w stężeniu CO2 na poziomie 180-300ppm.
W zasadzie my sami.
Jeśli na metr kwadratowy pomieszczenia przypada kilka osób zaczyna robić tłoczno. Wiele rodzin tłoczy się w małych kawalerkach czy pokojach na wynajem. Wydychany CO2 przez całe życie – nie ma drogi ucieczki, zwłaszcza jeśli dodamy to tego kiepsko działającą wentylację i zbyt szczelne okna.
No właśnie w 2019 roku po raz pierwszy odnotowano stężenie CO2 na zewnątrz na poziomie 410 ppm, podczas gdy w latach 60. XX wieku wartości te nieznacznie przekraczały 400ppm. Co więcej w ciągu tylko ostatnich 5-7 lat wartości te wzrosły o 15-20 ppm. Przełamanie granicy 600ppm CO2 na zewnątrz wydaje się więc wcale nie tak odległą przyszłością. Już wiem o co tyczy się gra jeśli chodzi o emisję CO2 do atmosfery?
Zła wentylacja to nie tylko problem nadmiaru CO2 w pomieszczeniach, ale zbyt duża wilgotność powietrza i ryzyko rozwoju pleśni. Często dzieje się tak, że brak odpowiedniej wentylacji powoduje rozwój mikroorganizmów w przewodach kominowych, podczas gdy nie jesteśmy nawet tego świadomi. Potem wystarczy osławiony ciąg wsteczny i cała grzybnia z zarodnikami jest wdmuchiwana do środka. Nie daj się nabrać, że taki scenariusz może się zdarzyć tylko w starym budownictwie. Nowe budynki właśnie z powodu swojej energooszczędności są mega szczelne i często grawitacyjna wentylacja u nich szwankuje.
Czytaj również: Kiedy i jak wybrać dobry osuszasz powietrza do domu?
Pisałem już na blogu bardzo, ale to bardzo dużo na ten temat. Jeśli chcemy się pozbyć nadmiaru wilgoci musimy zadbać o odpowiednią wentylację, czyli de facto wrócić do poprzedniego akapitu. W skrajnych przypadkach, gdy nie mama czasu do stracenia musimy sięgnąć po osuszacze powietrza, choćby do czasu uporania się ze złą cyrkulacją powietrza.
Suchość błony śluzowej nosa, upośledzony transport rzęskowy, przerwana bariera dla patogenów, zwiększona zachorowalność na infekcje górnych dróg oddechowych. Ale również katar “z odbicia”, bóle głowy, brak renegeneracji podczas snu to wszystko może być następstwem zbyt niskiej wilgotności powietrza. Jak temu zaradzić? Dowiesz się o tym czytając moje poprzednie wpisy.
Nie musimy mieszkać w smogowej stolicy Polski, żeby być narażeni niemal przez całą dobę na szkodliwe działanie pyłów wewnątrz naszego domu. Wystarczy mieszkać przy ruchliwej ulicy, w okolicy działek ogrodniczych (działkowicze lubią sobie popalić w swoich ogródkach), w pobliżu strefy przemysłowej, by mieć na co dzień mikroklimat w domu daleki od ideału. Pisałem już co unosi się w aerozolu spalin w pobliżu skrzyżowań, pisałem również co można zrobić, by z kolei działać w drugą stronę i uszczelniać okna i wreszcie pomagałem wybrać odpowiedni dla siebie oczyszczacz powietrza.
Czytaj również: Jaki wpływ na zdrowie Twojego dziecka ma smog?
Naszą budowę skończyliśmy na samym początku pandemii – w marcu 2020 roku. Mogliśmy wprowadzać się od razu do naszego 160 metrowego gniazdka, ale czekaliśmy z przeprowadzką kolejne 3 miesiące, tłocząc się w 30 metrowej kawalerce.
Dlaczego?
Uznaliśmy, że szkody wyrządzone przez nadmiar CO2 są niewspółmierne do tego jaki wpływ na zdrowie mają związki emitowane przez świeżo wykończony dom.Przez ten czas mocno wietrzyliśmy dom i czekaliśmy aż wszystko dobrze wyschnie.
Impregnaty do drewna, lakiery, płyty OSB, płyty pilśniowe, wełna mineralna, kleje, fugi, silikony, farby malarskie, gładzie to wszystko jest źródłem LZO (lotnych związków organicznych), które wykazują potencjalnie szkodliwe działanie na organizm ludzki. I kiedy inni się z nas śmiali, my broniliśmy swojej decyzji w trosce o niespełna rocznego wtedy Norberta i trzyletniego Amadeo.
Często przeraża mnie widok zdjęć na Instagramie, gdzie mamy-influencerki pozują do zdjęcia z wałkiem teleskopowym z dzieckiem w nosidle. Podobnie, gdy słyszę od znajomych, że Krzysiek zdążył odmalować pokoik dziecięcy przed samym powrotem Kasi z porodówki.
Czytaj również: Kilkanaście punktów do sprawdzenia w domu przed sezonem grzewczym?
LZO potrafią wyrządzić krzywdę człowiekowi, zwłaszcza dzieciom.
Przede wszystkim możesz wybrać farby i materiały wykończeniowe bez lub o bardzo małej zawartości lotnych związków organicznych. Na każdym opakowaniu farby czy lakieru do drewna widnieje taka informacja. Marzy mi się, by sprawdzanie składu produktów spożywczych przeniosło się również na materiały budowlane.
Kupując farbę zwracam uwagę jaki jest poziom emisji LZO. Na niektórych farbach zapisane jest to drobnym maczkiem, niekiedy jest to mocno wyeksponowane jeśli producent “chwali” się “ekologicznością” swojego produktu.
Co ciekawe nie wszystkie farby przeznaczone do malowania zabawek mają o dziwo najniższą zawartość lotnych związków organicznych. Spełniają oczywiście normy, ale wiele farb (np. akrylowych) ma niższe LZO od tych typowo przeznaczonych do zabawek.
Po każdym malowaniu wietrz mieszkanie minimum 2-3 tygodnie. Nie wprowadzaj malucha (i siebie) do pomieszczenia, które nadal emituje szkodliwe związki. Największe stężenie LZO wydziela się właśnie w czasie schnięcia, bo związki te biorą udział w zmianie strukturalnej farb.
W przypadku niektórych materiałów wykończeniowych jesteśmy skazani na duże stężenie LZO. Tak jest w przypadku lakierów, lakierobejc czy twardych wosków do drewna przeznaczonych do blatów i mebli. Poza wietrzeniem warto przed rozpoczęciem użytkowania wielokrotnie je umyć np. wodą z dodatkiem mydła albo wody z sodą oczyszczoną.
Pamiętaj, by wcześniej sprawdzić w sieci, karcie charakterystyki lub zapytać sprzedawcę czy taka pielęgnacja nie zniszczy lakierowanej powierzchni – dotyczy to zwłaszcza lakierów wodorozcieńczalnych, które są miękkie i nietrwałe.
Niektóre oczyszczacze powietrza mają zdolność nie tylko filtrowania pyłów PM2.5 i PM10 i alergenów, ale również neutralizowania lotnych związków organicznych. Jeśli musisz wprowadzić się z dzieckiem do świeżo wyremontowanego mieszkania zamiast nowego telewizora, kup porządny oczyszczacz powietrza.
Czytaj również: Dobry oczyszczacz powietrza do 2500zł – moje typy!
Nie będę się rozwodzić nad tym, że w przypadku większości produktów z kategorii chemia gospodarcza na opakowaniu widnieją takie informacje:
To w zasadzie powinno nam wystarczyć, że związki takie jak chloramina, amoniak, niektóre związki powierzchniowo-czynne mają właściwości drażniące, żeby nie powiedzieć toksyczne. Mogą wywołać duszność, atak astmy albo objawy alergii. Skupiamy się często na nic znaczących detalach jeśli chodzi o zdrowie dzieci, jesteśmy małostkowi w sprawdzaniu substancji pomocniczych w lekach, ale często używamy chemii gospodarczej w obecności dziecka.
W naszym domu zupełnie nie używamy gotowych płynów do naczyń, sprejów do okien, płynów do WC, płynów do podłóg, sprejów do drewna itp.
Czy to oznacza, że w naszym domu jest brudno?
Nie!
Czy to oznacza, że w naszym domu śmierdzi?
Nie!
Porządny okap to był jeden z najważniejszych zakupów w czasie wyposażania naszej nowej kuchni. Bez wahania wybraliśmy przemysłowy okap, który do najcichszych nie należy, ale zapewni odpowiednie odprowadzanie spalin z gazu do wentylacji.
W części domów ludzie decydują na zwykły pochłaniacz zapachów napędzanych słabym silnikiem, którego siła ssąca pozostawia wiele do życzenia. Takie “okapy” mają problem z odprowadzeniem nadmiaru pary wodnej z gotującej się wody, a co dopiero ciężkich produktów spalania gazu ziemnego.
Nasze mamy i babcie miały rację gotując się przy otwartym lub uchylonym oknie. Oczywiście ich działanie miało na celu uniknięcie zaparowania okien, ale nawyk ten powinniśmy, a nawet musimy po nich odziedziczyć. Uchylanie okna przy działającym okapie jest wręcz niezbędne – o czym już wielokrotnie wspominałem (ciąg wsteczny i te sprawy).
Czytaj również: Jak spaliny diesla szkodzą Twojemu dziecku w aucie?
Jestem pewien, że po tym wpisie narażę się wielu z Was. Wiem, że być może dla kogoś tak restrykcyjne podejście do “zdrowego domu” jest szaleństwem. Już widzę zapchaną skrzynkę mailową od producentów i przedstawicieli handlowych firm produkujących materiały budowlanej, którzy będą w najłagodniejszej wersji polemizować, dyskredytować, a wręcz hejtować.
Ale wiecie co?
Nie obchodzi mnie to.
Obchodzi mnie przede wszystkim zdrowie moich dzieci!
Tym mocniejszym akcentem kończę i życzę wszystkiego co najlepsze!
Artur